Podejrzanego o włamanie zatrzymali dwie ulice dalej
Jacek Sz. wpadł w ręce mokotowskich wywiadowców dosłownie dwie ulice od miejsca włamania. Mężczyzna ubrany na czarno z torbą przewieszoną przez ramię próbował się schować przed radiowozem. W trakcie legitymowania i kontroli bagażu okazało się, że ma przy sobie narzędzia za pośrednictwem, których chciał się włamać do sklepu mięsnego. 57-latek przyznał się, że uciekł, bo spłoszył go alarm. Teraz odpowie przez sądem. Grozi mu kara do 10 lat więzienia.
Kwadrans po godzinie 2:00 w nocy sąsiedzi mieszkający w pobliżu jednego ze sklepów mięsnych na warszawskim Mokotowie zostali zbudzeni przez alarm. Wezwani na miejsce mundurowi ustalili, że ktoś wyłamał drzwi i próbował wejść się do środka. Kiedy funkcjonariusze z grupy dochodzeniowo-śledczej zabezpieczali miejsce włamania i zbierali ślady mundurowi przeczesywali pobliskie ulice. Dwie przecznice dalej wywiadowcy natchnęli się na mężczyznę ubranego na czarno z przewieszoną przez ramię torbą. Na widok radiowozu mężczyzna próbował się schować między blokami.
W trakcie legitymowania Jacek Sz. nie potrafił wyjaśnić, co robi o tej porze w pobliżu miejsca przestępstwa. Funkcjonariusze znaleźli w jego torbie rękawiczki, śrubokręt, latarkę, scyzoryk oraz inne przedmioty mogące służyć do włamania. Ponadto ślady zabezpieczone przez kryminalnych w miejscu włamania pasowały do obuwia, jakie miał na sobie 57-latek.
Mając wystarczające dowody wskazujące, że mężczyzna mógł dopuścić się przestępstwa, został on zatrzymany i osadzony w policyjnym areszcie. Podczas przesłuchania przyznał się do włamania. Wyjaśnił, że nie zdążył nic wynieść ze sklepu, bo wypłoszył go alarm. Teraz o jego dalszym losie zadecyduje sąd, który może go skazać nawet na 10 lat więzienia.
rk