Chciał, żeby go nazywać baronem paliwowym
26-letni Marcin S. podczas składania wyjaśnień mokotowskim policjantom w sprawie pond 70 kradzieży paliwa na jednej z wybranych sieci dystrybucyjnych, ze swoistym uśmiechem twierdził, że pracował na to, aby go nazywano „baronem paliwowym”. Mężczyzna był przekonany, że po zarzutach wyjdzie na wolność. Nie było mu jednak do śmiechu, kiedy się dowiedział, że ma już do odbycia karę 4 miesięcy pozbawienia wolności za groźby karalne, których się dopuścił w przeszłości. Prócz obecnego wyroku teraz może zostać skazany jeszcze na 5 lat więzienia.
Jak ustalili mokotowscy policjanci z wydziału zajmującego się ściganiem przestępstw przeciwko mieniu 26-latek przez kilka miesięcy ponad 70 razy odwiedził stacje paliw jednej, wybranej sieci dystrybucyjnej i dopuścił się kradzieży paliwa na ponad 15.000 zł.
Prócz prowadzenia stricte działalności Marcin S. zajmował się również marketingiem swoich usług. Reklamował się, że kradnie paliwo i sprzedaje je za połowę ceny. Klientów przybywało, a ochota lokalnego „barona paliwowego” rosła. Narzędzie jakie było mu potrzebne do uprawiania procederu to samochód zainteresowanego usługą, najlepiej z tablicami rejestracyjnymi skradzionymi z innego auta lub dobrze podrobionymi.
Podejrzany brał auto od zleceniodawcy, podjeżdżał na stacje paliw, tankował pojazd do pełna i odjeżdżał. Samochodem wracał do jego właściciela, inkasował połowę ceny rynkowej za litr paliwa i na tym transakcja się kończyła. Mężczyzna wyjaśniał, że nie kradł tablic rejestracyjnych, czasami je wypożyczał, kiedy potrzebował zatankować swój samochód.
Po tym jak mężczyzna dopuścił się kilkudziesięciu wykroczeń i przestępstw prokurator postanowił objąć wszystkie jego występki procedurą czynu ciągłego, co skutkowało, że podejrzany za wszystkie kradzieże odpowie jak za przestępstwo.
Kiedy mokotowscy kryminalni dowiedzieli się, gdzie się ukrywa Marcin S. dokonali jego zatrzymania. 26-latek był pewien, że po przedstawieniu zarzutów, złoży wyjaśnienia i wyjdzie na wolność, a później stanie przed sądem. Zapomniał jednak, że wcześniej dopuścił się innego przestępstwa. W sprawie zapadł już wyrok skazujący go na bezwzględną karę 4 miesięcy pozbawienia wolności. Po przesłuchaniu, więc został on przetransportowany do zakładu karnego na warszawskiej Białołęce. Teraz czeka go proces za kradzieże, za które sąd może go skazać na kolejne 5 lat więzienia.
rk