Pokrzywdzony zgłaszał kradzież w czasie, gdy policjanci odzyskiwali jego mienie
Czujność i doświadczenie wywiadowców z Mokotowa doprowadziły do zatrzymania złodzieja, kiedy pokrzywdzony dopiero zgłaszał dyżurnemu kradzież swoich rzeczy. Podejrzanie zachowujący się 31-latek próbował uniknąć spotkania z policjantami. Po dokładnej kontroli Pawła K. nabrali podejrzeń, że gotówka w kieszeni i aparat telefoniczny nie są jego własnością. Szybko udowodnili mężczyźnie przestępstwo, za które usłyszał już zarzuty. Może mu teraz grozić kara nawet do 5 lat więzienia.
Kontrolujący swój rejon służbowy wywiadowcy z Mokotowa po raz kolejny udowodnili swoją dokładność i profesjonalizm. Sprawdzając okolicę zauważyli w pobliskiej bramie stojącego mężczyznę. Ten wyraźnie nie był w nastroju na rozmowy z policjantami. Nie uniknął jednak spotkania z nimi, podczas którego był zdenerwowany i zachowywał się niecodziennie. Przyznał, że ma przy sobie dwa telefony komórkowe, ale pochodzenia jednego z nich nie potrafił wytłumaczyć. Mundurowi postanowili sprawdzić jego wiarygodność.
W policyjnej bazie brak było informacji, aby któryś z tych aparatów mógł pochodzić z przestępstwa. Mimo to funkcjonariusze podejrzewali, że jeden z nich w rękach 31-latka znalazł się niezgodnie z prawem. Policjanci postanowili sprawdzić, czy kontrolowany zna osoby i numery telefonów zapisane w aparacie. Wszystko rozwiązać pomogła im kobieta, z którą nawiązali kontakt. Była bowiem matką prawdziwego właściciela przedmiotu, a jej synem na pewno nie był zdenerwowany całą sytuacją 31-latek. Jak wynikało z ustaleń interweniujących pokrzywdzony w tym czasie przebywał w pracy. Postanowili więc poznać losy telefonu, który według nich został skradziony.
Pokrzywdzonego nie było jednak w pracy. Jego szef poinformował policjantów, że pracownik, którego szukają poszedł na komendę zgłosić włamanie do służbowego auta oraz kradzież portfela i telefonu. Zadowolenia mężczyzny nie było końca, kiedy podczas przesłuchania dowiedział się, że mundurowi wszystko odzyskali. Najprawdopodobniej przez roztargnienie i pośpiech na kilka minut opuścił samochód nie zabezpieczając drzwi na zamek. Wszystko widział zatrzymany i skorzystał z okazji by wzbogacić się cudzym kosztem. Zabrał ponad 200 złotych i telefon, by po chwili wpaść w ręce policyjnych wywiadowców.
Paweł K. usłyszał już zarzut za przestępstwo jakiego się dopuścił. Przyznał się do wszystkiego, ale z prawa do wyjaśnienia całej sytuacji nie skorzystał. Swoim zachowaniem naraził się jednak na karę nawet do 5 lat więzienia. O jego losach zadecyduje teraz sąd.
ao