Odpowie za kradzież kieszonkową
Mokotowscy policjanci dokonali zatrzymania mężczyzny podejrzanego o kradzieże kieszonkowe. Funkcjonariusze operacyjnie ustalili, że 50-latek jeździł autobusami pomiędzy Placem Bankowym a Dworcem Wileńskim i okradał pasażerów. Policjanci zauważyli go, gdy wysiadał z jednego z autobusów na warszawskim Śródmieściu, a następnie wyrzucił do kosza portfel. Po sprawdzeniu okazało się, że należał on do jednego z pasażerów. Mężczyzna został zatrzymany kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie porzucił kradziony portfel. Miał przy sobie pieniądze należące do pokrzywdzonego. Funkcjonariusze skontaktowali się z okradzionym pasażerem i przyjęli od niego zawiadomienie. Podejrzany trafił do policyjnego aresztu. Grozi mu kara do 5 lat więzienia.
Funkcjonariusze z mokotowskiego wydziału do walki z przestępczością przeciwko mieniu oraz do walki z przestępczości przeciwko życiu i zdrowiu operacyjnie ustalili, że na trasie między Placem Bankowym a Dworcem Wileńskim jeździ wysoki mężczyzna w wieku około 50 lat, ubrany w niebieskie spodnie i czarną kurtkę oraz charakterystyczną kolorową czapkę z napisem, który dokonuje kradzieży kieszonkowych.
Kiedy w trakcie realizacji swoich zadań policjanci zauważyli mężczyznę wysiadającego z jednego z autobusów na warszawskim Śródmieściu, objęli go obserwacją, podczas której zauważyli, że wyjął on z podręcznej torby przedmiot wyglądający jak portfel i po przejrzeniu wyrzucił go do śmietnika. Mając uzasadnione podejrzenie, że mężczyzna dokonał kradzieży kieszonkowych i pozbył się bezwartościowych dla niego rzeczy, sprawdzili zawartość wyrzuconego portfela, w którym znaleźli dokumenty oraz kontakt telefoniczny do pokrzywdzonego.
Następnie zatrzymali 46-latka. Miał on przy sobie pieniądze w postaci polskich złotych, euro oraz dolarów amerykańskich. Po kontakcie z pokrzywdzonym okazało się, że portfel i skradzione pieniądze należały do niego. Mężczyzna został wezwany do komendy Policji, gdzie przyjęto od niego zawiadomienie o przestępstwie. Podejrzany natomiast trafił do policyjnego aresztu. Następnego dnia usłyszał zarzuty, za które teraz sąd może go skazać na 5 lat więzienia.
podkom. Robert Koniuszy/ea