Pijany kierowca autobusu staranował przydrożne barierki i wjechał do rowu
Całe szczęście w autobusie, którym kierował pijany 64-latek była tylko jedna pasażerka. 78-latce nic się nie stało. Mężczyzna prowadzący pojazd, należący do prywatnego przewoźnika stracił nad nim panowanie, zjechał na pobocze, przebił się przez barierki i zakończył podróż w przydrożnym rowie na latarni miejskiej. Wezwani na miejsce policjanci zabezpieczyli miejsce zdarzenia, udzielili pomocy seniorce, która doznała jedynie lekkich potłuczeń i zbadali trzeźwość mężczyzny siedzącego za kierownicą. Alkomat wykazał ponad 2,5 promila alkoholu w organizmie. Podejrzany trafił do policyjnego aresztu. Teraz odpowie za przestępstwo drogowe oraz spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
Kwadrans przed godziną 22:00 policjanci z ursynowskiego wydziału wywiadowczo-patrolowego zostali skierowani w rejon ulicy Puławskiej 358 w Warszawie. Na miejscu zauważyli biały autobus z uszkodzonym przodem i przednią szybą, stojący w przydrożnym rowie, obok słupa oświetleniowego. Za kierownicą siedział przymroczony alkoholem kierowca. Wyczuwalna była od niego silna woń alkoholu.
Wewnątrz siedziała przestraszona całą sytuacją 78-letnia kobieta. Pasażerka oświadczyła, że nic jej się nie stało. Na przystanku przy Wilanowskiej czekała na autobus linii Warszawa – Grójec. Kierowca spóźnił się około godzinę. Kiedy wsiadała pomyślała, że to pewnie dlatego, iż źle się poczuł. Jej zdaniem mężczyzna wyglądał blado. Po przejechaniu pewnego odcinka drogi, nagle stracił on panowanie nad pojazdem, zjechał na pobocze, uderzył w metalowe barierki, przebił je i zatrzymał się w rowie na słupie oświetleniowym. Ona utrzymała się w siedzeniu i nic się jej nie stało.
Policjanci zbadali trzeźwość 64-latka. Urządzenie do pomiaru obecności alkoholu w organizmie wykazało, że miał ponad 2,5 promila w wydychanym powietrzu. Nie potrafił on powiedzieć, co się stało. Mówił niewyraźnie i nielogicznie. Bełkotał. Został zatrzymany. Funkcjonariusze skontaktowali się z właścicielem autobusu, który przysłał na miejsce kierowcę celem odebrania pojazdu. 64-latek trafił do policyjnego aresztu.
Po wytrzeźwieniu usłyszy zarzuty kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości oraz spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Grozi mu kara do 2 lat więzienia i wysoka grzywna. Mężczyzna straci również prawo jazdy i na długie lata będzie mógł pożegnać się z zawodem kierowcy. Postępowanie w tej sprawie prowadzone jest pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Ursynów.
podkom. Robert Koniuszy/MJ