Trochę rzeczy do koszyka, trochę do kieszeni i torebki
Policjanci z mokotowskiego wydziału wywiadowczo-patrolowego zatrzymali 47-latkę podejrzaną o kradzieże sklepowe. Kobieta odwiedziła tę samą drogerię cztery razy w kilkudniowych odstępach, ubrana w tę samą, pomarańczową kurtkę. Brała koszyk sklepowy, podchodziła do poszczególnych stanowisk i jeden produkt wkładała do koszyka, drugi do kieszeni, a trzeci do podręcznej torby i tak kilka razy. Po czym podchodziła do kasy, płaciła za to, co w koszyku i wychodziła. Kiedy przyszła po raz czwarty została już rozpoznana jako nieuczciwa klientka i bohaterka nagrań z monitoringu. Kobieta przyznała się wezwanym na miejsce policjantom, że skradziony wcześniej towar rozdała, bo chciała zrobić prezenty rodzinie oraz uchodźcom. Kobieta trafiła do policyjnego aresztu. Grozi jej kara do 5 lat więzienia.
Około 20:00 mundurowi zostali skierowani do jednej z drogerii przy ul. Puławskiej na warszawskim Mokotowie. Czekający na nich pracownik ochrony sklepu wskazał im kobietę, ubraną m.in. w pomarańczową kurtkę, która miała być sprawcą kradzieży. Przez swoje kilkukrotne wizyty w placówce handlowej oraz nieuczciwe zachowanie kobieta stała się bohaterką nagrań sklepowego monitoringu, na których widać, jak robi zakupy. Cześć produktów wkładała do koszyka, a część do kieszeni kurtki i podręcznej torebki. Płaciła tylko za to, co miała w sklepowym koszyku.
Kierowniczka sklepu wyliczyła, że zatrzymana kobieta w ciągu trzech wizyt zabrała produkty o wartości około 2500 zł. Podejrzana o przestępstwo 47-latka przyznała się do wszystkich. Powiedziała, że jej postępowanie było bardzo niemądre. Towar, który ukradła, rozdała, ponieważ chciała zrobić prezenty rodzinie oraz uchodźcom z Ukrainy. Kobieta trafiła do policyjnego aresztu. Następnego dnia usłyszała zarzuty. Teraz motywy swojego postępowania będzie musiała wyjaśnić przed sądem, który może ją skazać na karę 5-letniego pozbawienia wolności. Postępowanie w tej sprawie jest prowadzone pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Mokotów.
podkom. Robert Koniuszy/ea