Zdemontował i zabrał część metalowego ogrodzenia dla pokrzywdzonej
Policjanci z wydziału wywiadowczo-patrolowego zatrzymali 47-latka podejrzanego o kradzież elementów ogrodzenia o wartości około 600 zł na szkodę mieszkanki warszawskiego Mokotowa. Mężczyzna przechodzący koło posesji 66-latki upatrzył sobie metalowe elementy, które mógłby ukraść i sprzedać w punkcie skupu złomu. Pożyczył wózek ze skupu, poszedł pod płot pokrzywdzonej, zdemontował cześć, włożył na wózek i sprzedał. Kobieta widziała kradzież z daleka. Była na spacerze z psem, ale nie zdążyła przeszkodzić sprawcy. Bezbłędnie trafiła jednak do skupu, gdzie wezwała policjantów. Skradzione przedmioty wróciły do niej, a podejrzany trafił do policyjnego aresztu. Grozi mu do 5 lat wiezienia.
Policjami zostali wezwanie na teren jednego z punktów skupu złomu przy ul. Olkuskiej około godziny 19:00. Oczekująca tam na mundurowych 66-latka oświadczyła, że była świadkiem tego, jak mężczyzna podjechał wózkiem pod jej płot, zdemontował metalowe elementy, przymocowane do słupków plastikowymi opaskami samozaciskowymi, włożył ja na wózek i powędrował w kierunku skupu. Pokrzywdzona widziała to wszystko z daleka, w czasie gdy spacerowała z psem. Nie dała rady przybiec i przeszkodzić zuchwałemu złodziejowi. Kiedy wróciła pod swoją posesję, sprawca już odszedł. Odprowadziła psa i sama udała się do punktu skupu, gdzie w rozmowie z pracownikiem ustaliła, że elementy jej płotu przywiózł 47-latek. Najpierw przyszedł pożyczyć wózek, a po jakimś czasie wrócił on z bramkami ważącymi ponad 88 kg. Dostał za to pieniądze w kwocie 108 zł. Pracownik sporządził umowę ze sprzedającym, ponieważ ten twierdził, że złom należy do niego.
Policjanci zabezpieczyli umowę kupna-sprzedaży oraz ogrodzenie, nakazując pracownikowi skupu, aby zwrócił je właścicielce. Następnie pojechali do miejsca zamieszkania 47-latka. Mężczyzna przyznał się do kradzieży, potwierdzając słowa pokrzywdzonej. Został zatrzymany i przewieziony do policyjnego aresztu. Następnego dnia usłyszał zarzuty kradzieży, za co grozi mu kara do 5 lat więzienia.
podkom. Robert Koniuszy/M.G