Nie chciał otworzyć drzwi do mieszkania, weszli więc z pomocą strażaków
Policjanci z mokotowskiego wydziału do walki z przestępczością przeciwko życiu i zdrowiu zatrzymali poszukiwanego 34-latka. Mężczyzna został skazany przez mokotowski sąd za szereg kradzieży mieszkaniowych na 6 lat i 2 miesiące więzienia. Mężczyzna przebywający w domu nie reagował na pukanie do drzwi przez policjantów oraz wyraźne polecenia, aby je otworzył. W związku z tym na miejsce wezwano strażaków pożarnych, z których pomocą policjanci weszli do mieszkania. Mężczyzna został obezwładniony, a następnie przewieziony prosto do zakładu karnego, w którym spędzi najbliższe lata.
Policjanci ustalili, że mężczyzna skazany przez Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa, ukrywa się z jednym z mieszkań przy ul. Tuchlińskiej 6 usytuowanym na 4 piętrze. Po podejściu spod drzwi wejściowych słyszeli głośną muzykę oraz odgłosy świadczące o obecności wewnątrz przynajmniej jednej osoby. Po kilkukrotnym pukaniu do drzwi muzyka ucichła, ale nadal słychać było w środku poruszającą się osobę. Pomimo głośnego pukania i wzywania do ich otwarcia, przebywający wewnątrz mężczyzna, nie zrobił tego. Podczas obserwacji balkonu w pewnym momencie drzwi balkonowe uchyliły się i widać było mężczyznę, który po chwili schował się w lokalu.
W związku z powyższym policjanci wezwali strażaków, którzy mieli pomóc im dostać się do mieszkania przez uchylone drzwi balkonowe. Okazało się to jednak zbyt ryzykowne. Podjęto więc decyzję o rozłożeniu pod balkonem poduszki pneumatycznej na wypadek, gdyby poszukiwany próbował ucieczki tamtą drogą i dostaniu się do mieszkania poprzez kontrolowane wyłamanie drzwi. Po wejściu do środka w pokoju na łóżku pod kołdrą funkcjonariusze znaleźli 34-latka. Udawał, że spał i tak też się tłumaczył. W trakcie legitymowania potwierdzono, że mężczyzna jest poszukiwany do odbycia 6 lat i 2 miesięcy kary więzienia za włamania do mieszkań. Został on zatrzymany, poinformowany o swoich prawach i obowiązkach, a następnie po sporządzeniu dokumentacji przewieziony do zakładu karnego.
podkom. Robert Koniuszy/ea